środa, 4 lipca 2012

Denerwujące supermarkety i ich psychologiczne aspekty

Wszystkie supermarkety i centra handlowe wydają mi się takie same. Wszystko jest mniej więcej tak samo poukładane. Mają wielkie powierzchnie, i strasznie ciężko jest wejść, szybko coś kupić i wyjść. Nie lubię strasznie tego typu sklepów, a spędzanie w nich czasu jest dla mnie bardziej męczące niż wysiłek fizyczny typu pływanie czy siłownia.


Przejdźmy do opisu samego Geanta. Aby dostać się do samego sklepu trzeba przejść obok większości małych sklepików i stoisk ulokowanych w tym „centrum handlowym”. Już w tym momencie mam dość. A to wcale nie koniec. Aby zakupić najbardziej przydatne rzeczy do przeżycia, takie jak pieczywo, mięsa, sery należy przejść przez cały sklep, gdyż dokładnie są one w najodleglejszym miejscu od wejścia, czyli w przeciwległym rogu sklepu. Trzeba przejść obok książek, płyt, telewizorów, proszków do prania, rowerów, ubrań i masy innych rzeczy, o których nawet bym nie pomyślał że mógłbym kupić je w supermarkecie, który głownie kojarzy mi się z jedzeniem i unikam spotkań z nim za wszelką cenę.

Inną sprawą są przeogromne koszyki, które „krzyczą” na nas swoją pustką, jeśli mamy mało zakupów i zachęcają do zakupienia większej ilości rzeczy, taki duży koszyk i taki pusty. Albo zniechęcają do następnego przyjścia do sklepu. Inną sprawą jest umiejętne manewrowanie i wymijanie innych wielkich „pojazdów” w zazwyczaj za wąskich przestrzeniach między regałami. Na szczęście od jakiegoś czasu są dostępne również małe, zwykłe koszyki, które można nosić w ręku.


Nie wiem czy nad ułożeniem produktów czuwa jakiś psycholog, czy są poparte jakimiś badaniami, ale zazwyczaj stojąc przy wielkim regale dopiero po dłuższym czasie jest w stanie zauważyć to czego szukam. Pierwsze rzucają mi się w oczy najdroższe produkty, których tak naprawdę nie potrzebuję. Chociaż to może kwestia dobrze zrobionych opakowań. Kupowałem ostatnio środki do zmywarki i dopiero po 15 minutach „czytania” przeróżnych opakowań znalazłem to czego szukałem. A już prawie kupiłem droższy i bardziej rzucający się środek innej firmy, który nie do końca spełniał moje oczekiwania.

I ostatnia rzecz to kasy i kolejki przy nich. Stanie w nich jest chyba jeszcze bardziej wyczerpujące. Pól biedy jeśli zakupy robimy z kimś, można sobie umilić czas rozmową. Jeśli jednak sam coś tam kupuję, to nie wiem co ze sobą zrobić. Produkty przy kasach „krzyczą” aby je podnieść i kupić, chyba z nudów. Same znudzone twarze dookoła. Na szczęście od jakiegoś czasu wśród produktów przykasowych (zazwyczaj słodyczy) są jakieś gazety, więc lekturą Newsweeka zabijam czas, nudę i zmęczenie przy kasie. I nareszcie świeże powietrze, najszczęśliwsza chwila związana z zakupami w Geant to wyjście z niego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz